AMLA; CZEMU TO TAK ŚMIERDZI?!

Amla - zdj. z ceneo

W prezencie dostałam jakiś czas temu Amlę Dabur - słynny indyjski olejek do włosów, mający je wzmacniać, odżywiać, zagęszczać. Bardzo miły prezent dla osoby która tak jak ja, boryka się  z wypadaniem i ciągle sprawdza nowe sposoby na upiększenie swoich włosów.

Pierwsza próba - odkręcam butelkę, nabieram parę kropel na dłonie i... mój nos zamiera. Co to jest? Wiem, że to kosmetyk orientalny, ale nic nie usprawiedliwia aż takiego zapachu. Straszny mydlano-kadzidlany, mdlący smrodek rozniósł się po moich włosach kiedy nałożyłam na nie porcję kosmetyku.

Nie wytrzymałam długo, bo czułam go nawet przez turban na głowie. Z ulgą myję włosy, nakładam jeszcze na chwilę odżywkę. I co? nadal czuję ten zapach! Zaraz, może to ręcznik... ten ląduje szybko w pralce, a ja ciągle jeszcze czuję wstrętny zapaszek, zastanawiając się, czy to może już halucynacje. Niestety, efekt nie przemija, a na moich włosach czuć Amlę nawet po wysuszeniu, i jeszcze trochę po następnym myciu! Nawet uprany ręcznik nosił na sobie jeszcze przez pewien czas tę woń.

Jako że głupio było mi się pozbyć olejku po jednym użyciu, zrobiłam jeszcze dwa podejścia, w nadziei na to, że kosmetyczny efekt przebije drażniący zapach. Niestety, Amla nie zrobiła z moimi włosami w zasadzie nic - miałam nawet wrażenie, że były one bardziej przesuszone, a przez to zaczęły się puszyć. Być może odpowiada za to parafina znajdująca się wysoko składzie, w przeciwieństwie do samego ekstraktu z amli, która ma swoje miejsce nawet po perfumach:

Light liquid paraffin, RBD Canola oil, RBD Palmolein oil, Parfume, Amla EXTRACT, TBHQ, CI 47000, CI 616565, CI 26100 (olej parafinowy, olej z rzepaku kanadyjskiego, olej palmowy, zapach, ekstrakt z amli, syntetyczne barwniki).

Do trzech razy sztuka, olejek oddałam gratis mniej wrażliwemu nosowi. Nie polecam, zwłaszcza osobom w ciąży. Jak dla mnie ten produkt ma zbyt słaby skład i jego sława niezasłużenie go wyprzedza.