PRZECHODZĘ NA WEGETARIANIZM!


Z królikami łączy mnie nie tylko nazwa bloga. Mam lekko wystające jedynki, marszczę też nos w taki charakterystyczny sposób. Niektórzy mówią: "jak gremlin", ja wolę wersję z króliczkiem. Od teraz dochodzi jeszcze jedno podobieństwo - w moim życiu pojawi się znacznie więcej marchewek. Nie, nie zaczęłam pracować w warzywniaku. Podjęłam po prostu decyzję o przejściu na wegetarianizm. Ta opowieść będzie po części dla Was, po części dla mnie samej (dlaczego, o tym wspominam na końcu).

Wychowana w lesie


Od zawsze byłam wielką miłośniczką zwierząt. Przez mój dom rodzinny przewinęło się mnóstwo psów i kilka kotów, był też i chomik. Ponieważ mieszkałam tuż przy lesie, zimą na moje podwórko przychodziły kuropatwy i bażanty, a zdarzyło się, że i zabłąkany jeleń, czy lis goniący zająca (!). Podczas spacerów po lesie kilka razy zdarzyło mi się uciekać przed dzikiem, albo podziwiać stada saren, przynajmniej tak długo, dopóki udało mi się zachować bezruch. Mam to szczęście, że mogę powiedzieć: wychowałam się w lesie. I dzisiaj  to dla mnie raczej powód do dumy, niż wstydu.

Piękne oczy krowy


Miałam też kontakt z tymi mniej futrzastymi i w teorii mniej przyjemnymi zwierzaczkami. Jako dziecko bawiłam się często u mojej sąsiadki, która hodowała wiele rodzajów zwierząt - od kur, kaczek, perliczek i indyków, po świnie i krowy. Wszystkie one mnie ciekawiły, więc miałam okazję poznać bliżej ich zwyczaje. Nie wiem czy macie świadomość, jak cudownie łagodne oczy mają krowy, jakie śmieszne odgłosy wydają perliczki, albo jak można grać w pomidora z indykami. Mając kilka lat nie łączyłam faktów, że niedzielny kotlet to właśnie taka łaciata krówka czy różowa świnka, a rosół powstał z takiego samego koguta, jak ten sąsiadki, którego energiczne pianie czasem budziło mnie nad ranem. 

Ostatni krzyk 


Będąc nastolatką dowiedziałam się więcej o wegetarianizmie, który wydał mi się jedyną słuszną dietą. Zwłaszcza że w tym czasie, moja codzienna droga do szkoły przebiegała obok miejsca oznaczonego jako 'skup żywca'. Co poniedziałek przyjeżdżali tam okoliczni rolnicy z cielaczkami lub świniami w klatkach, kiedy indziej były to wielkie samochody przewożące dziesiątki świń naraz. Najtrudniejszym do zniesienia podczas mijania tego miejsca nie był jednak smród zwierząt robiących ze strachu pod siebie, a ich krzyk. Świnie potrafią wyczuć, co je czeka, i kiedy nie pozostaje im już nic innego, przeraźliwie krzyczą. To jeden z tych dźwięków, które wwiercają się w umysł, i nie dają spokoju, dopóki nie zajmiesz myśli czymś bardzo absorbującym. 

Tłumaczenia


Mój nastoletni sprzeciw wobec spożywania mięsa został w domu szybko odrzucony. Z prozaicznych przyczyn: "nie będę gotować dla ciebie drugiego obiadu". Miałam więc wybór - wyrzucać mięso z obiadu i jeść resztki (np. same ziemniaki i surówkę), które raczej nie zaspokoiłyby moich potrzeb, albo schować godność do kieszeni i jeść pełnowartościowe (?) posiłki. No cóż, miałam wtedy bardzo pojemną kieszeń...

 Teoretycznie okazja do przejścia na taką dietę, jaką chciałam, pojawiła się, gdy wyprowadziłam się z domu. Jednak szybko wyszło na to, że znów pokonały mnie względy praktyczne. Pieniędzy było zawsze za mało, a dobre warzywa i wartościowe półprodukty wegetariańskie kosztują więcej niż mięso! Poza tym przygotowanie zbilansowanego, wegetariańskiego posiłku do pracy było znacznie większym wyzwaniem, niż szybkie wrzucenie salami między dwie kromki. Tak mi się przynajmniej wydawało. W tym momencie tak naprawdę tłumaczę swoje lenistwo

Quod me nutrit, me destruit 


Od dłuższego czasu jednak coraz gorzej czułam się jedząc mięso, wyrzuty sumienia rosły, bo miałam wrażenie, że zapycham się czymś, co mi nie służy i idę w ten sposób na łatwiznę. A jedzenie czegokolwiek z takim podejściem (nawet gdyby to był szpinak) sprawia, że taki pokarm w rzeczywistości nie wzbogaci nas, tylko nam zaszkodzi. Jeśli to do Was nie przemawia, to zastanówcie się, skąd wziął się zwyczaj modlitw przed posiłkiem (pobłogosław ten pokarm, itd) i sami połączcie kropki.

Za 'głosem' serca?


Do tego wszystkiego ostatnio doszły problemy zdrowotne, i to te z gatunku niebagatelnych, bo dotyczące najważniejszego organu - serca. Moja pompka robi sobie różne hocki-klocki, które sprawiają, że mam momenty totalnego osłabienia, a czasem wręcz walczę o głębszy oddech. Kilka razy czułam, jakby moja świadomość miała za chwilę ulecieć. Na razie jeszcze nie dostałam jednoznacznej diagnozy, jestem w trakcie maratonu po przychodniach. Wiem jedno - dobra dieta oparta w większości na warzywach, jest najlepsza dla zdrowia serca, zbija cholesterol, którego mam trochę za dużo i reguluje czynności życiowe. A post warzywno - owocowy (taki jak np. w diecie dr Dąbrowskiej)  jest w stanie wyleczyć większość znanych chorób - są na to oficjalne dowody.

Decyzja


Ostatecznie więc nie miłość do zwierząt, a troska o własną dupę (wszyscy jesteśmy egoistami) sprawiła, że wybieram drogę wegetarianizmu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam typowo mięsny posiłek, ale za symboliczną datę uznam wczorajszy dzień - w którym miałam największy dotąd atak duszności i kiedy intuicja wyjątkowo dobitnie podpowiedziała mi, żeby poprzestać na wielkiej piątce wegetarianizmu, na którą składają się: produkty pełnoziarniste, warzywa, rośliny strączkowe, owoce, orzechy i pestki. One właśnie, odpowiednio komponowane, mają mi dostarczyć wszystko, czego potrzebuję. Mięso zostawiam drapieżnikom. Moje kły są w końcu szczątkowe, a polować nie umiem nawet na wyprzedażach. 

Mam nadzieję, że pomimo obaw i lekkiej tremy, jaka zawsze towarzyszy nowym etapom życia, za miesiąc opiszę Wam pierwsze wrażenia z bycia wege. Musi się udać. Między innymi właśnie dlatego piszę o tym na blogu - będzie mi bardzo głupio przed Wami, jeśli zrezygnuję.

No i skoro pies może być weganinem, to ja nie zostanę wegetarianką? Ja nie zostanę?!



Czy są wśród moich czytelników jacyś wegetarianie? Chętnie dowiem się o Waszych doświadczeniach, początkach i tym, co wpłynęło na Waszą decyzję. Jeśli uważacie też, że jest coś nieoczywistego, o czym powinnam pamiętać na starcie, dajcie znać proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Cel: uroda! , Blogger