RIMMEL APOCALIPS 501 STELLAR - RECENZJA, SWATCHE


Ostatnio wpadł w moje ręce słynny błyszczyk... przepraszam, to nieodpowiednie słowo... Lip Lacquer, czyli lakier do ust Apocalips Rimmel. W intensywnym, mocnym kolorze nietypowej czerwieni, nr 501 Stellar. Najpierw długo leżał i patrzył się na mnie, a ja trochę bałam się tego koloru, połysku i domniemanej trwałości - wiem, dziwne. W końcu jednak nadszedł czas na testy. Jakie były moje wrażenia po jego wypróbowaniu?

Rimmel Apocalipse jest powszechnie dostępny w Rossmannach i innych drogeriach, w cenie ok. 23- 30 zł za 5,5 ml. Występuje w 8 wersjach kolorystycznych: Celestial, Galaxy, Nova, Apocaliptic, Luna, Big Bang, Stellar oraz Eclipse. Za granicą jest ich podobno jeszcze więcej. 

Opakowanie - to na pewno duży plus tego produktu. Bardzo podoba mi się nieregularny kształt zatyczki, ułatwiający otwieranie, oraz możliwość podglądu koloru na dole. Całość ma wielkość standardowych błyszczyków, ale nie razi tandetnym plastikiem jak to bywa w wielu przypadkach. Z resztą, cena do czegoś zobowiązuje. Podoba mi się również to, że kupując go nawet w Rossmannie, można być pewnym, że nikt przed nami go nie otwierał - w miejscu otwarcia jest naklejka, poza tym widoczne na dole okienko między otworem a czarnym pojemnikiem, jest przezroczyste i dopiero po wyjęciu aplikatora napełnia się kolorem:


Sam aplikator to z pozoru typowa, opływowa gąbeczka na patyku. Jest jednak mała różnica, ponieważ po wewnętrznej stronie gąbeczka posiada zbiorniczek, w którym zatrzymuje się większość płynu. Ma to zapewniać większą precyzję podczas malowania. 


Konsystencja tego wynalazku jest dość gęsta, ale na na szczęście niezbyt klejąca. Zapach niestety do przyjemnych nie należy, mi kojarzy się z klejem na starych znaczkach (zbierałam kiedyś znaczki;). Kolor... tu mogłabym zatrzymać się na dłużej - na pewno jest dobrze napigmentowany, a do tego bardzo ciekawy - nie jest to typowa czerwień. Stellar jest odcieniem ciepłym, gdzieś tam czai się w nim odrobina różu, jakaś minimalna domieszka koralu i sama nie wiem co jeszcze. 

Niezależnie od tego, jak go opiszemy, na pewno nie da się tego koloru nie zauważyć, bo jest bardzo intensywny, czy chcemy, czy nie przyciąga wzrok. A już najbardziej przyciąga wzrok, jeśli pomalujemy się  nim nierówno, o co wcale nietrudno, takie natężenie koloru wymaga precyzji przy malowaniu i pewnej ręki. Mi jak widać trochę tego brakowało i mimo starań nie wyszło idealnie:


Jak widać usta i błyszczą, i mają mocno nasycony kolor. Oczywiście jest to krótki efekt - do pierwszego spotkania ze szklanką, chusteczką, czy innymi ustami. Prędzej czy później blask znika, choć pozostaje kolor, nadal dość intensywny. Ten jest w stanie przetrwać spokojnie kilka godzin, ścierając się w miarę równomiernie. I w tym momencie jest on dla mnie najbardziej do przyjęcia, bo ta początkowa intensywność barwy i połysku, raz, że nie są w parze z moim charakterem, dwa - nie do końca pasują do mojej cery. 

Całkiem za to upodobałam sobie sposób malowania, który można by nazwać marnotrawnym, bo najpierw nakładam błyszczyk standardowo, a potem kilka razy odciskam go w chusteczkę. Albo jeszcze inaczej - nabieram go odrobinę na palec, i to palcem rozsmarowuję małą kropelkę na obu wargach, uzyskując - w moim przekonaniu przynajmniej - znacznie bardziej naturalny i pasujący do mnie efekt. 


Ciekawa jestem jeszcze, jak sprawdzają się inne kolory, ale z tego co czytam na blogach, Apocalips Apocalipsowi nierówny, i podczas gdy niektóre są dość trwałe i układają się na ustach równomiernie, to inne - wręcz przeciwnie. 

Miałyście, próbowałyście?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Cel: uroda! , Blogger